24 lipca 2013

Rozdział 3



            Z łóżka zwlekłam się parę minut po godzinie siódmej. Wcale nie zdziwiłam się, że w salonie na kanapie twardo spał Harry i nieco ślinił się na poduszkę. Zakodowałam sobie szybko w pamięci, że powinnam ją wrzucić do pralki natychmiast, jak Loczek wstanie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Tomlinsona. Nie ulegało wątpliwości, że Cherry okupuje naszą drugą sypialnię, która do tej pory jakoś się nie przydawała. Och tak. Wreszcie wszystko zaczynało się układać. A taką przynajmniej miałam nadzieję.
            Weszłam do kuchni z zamiarem przygotowania sobie płatków owsianych. Byłam nieco zaskoczona widząc Louisa opartego o kuchenną szafkę i podziwiającego krajobraz za oknem. Chrząknęłam cicho, ściągając w ten sposób na siebie uwagę chłopaka. Obawiałam się konfrontacji z nim sam na sam, ale teraz nie mogłam od tego uciec. Próbowałam, ale jak widać z marnym skutkiem. Najwyższy czas zacząć mierzyć się z własnymi problemami.
- Masz ochotę na coś do jedzenia lub picia? – Zapytałam, podchodząc do kuchenki i nastawiając czajnik. Gorąca herbata również znajdowała się na liście moich zachcianek.
- Kawę poproszę – mruknął Lou, nie wykazując zbytniego zainteresowania moją osobą. A to nowość. – Mel, to ty chciałaś uciec, prawda?
- Co proszę?
            Ponownie zerknęłam na Tomlinsona, który teraz bacznie mi się przyglądał. Na jego ustach nie kwitł uśmiech samozadowolenia. Raczej określiłabym jego wyraz twarzy jako smutny, przygnębiony i pełen zawodu. Nerwowo zagryzłam dolną wargę, przestępując przy tym z nogi na nogę. Prawda okazałaby się dla niego zdecydowanie zbyt bolesna. W moją chęć ucieczki już i tak uwierzył. Gdybym powiedziała, że wszystko to w głównej mierze zaplanował Niall – byłby załamany. Tak, dobrze wiedziałam, iż w dalszym ciągu chce się przyjaźnić z blondynem i… ze mną.
- Tak, chciałam uciec. To wszystko nas przerosło. Niepotrzebnie oszukiwaliśmy siebie nawzajem. Ja dobrze wiedziałam, że to dziecko Nialla, a ty chciałeś za wszelką cenę udowodnić mi, że to nie ma żadnego znaczenia. – Słowa same zaczęły płynąć z moich ust. – To na dłuższą metę nie miało żadnej przyszłości. Zawsze jednak możesz zostać wujkiem tego maleństwa i możesz je rozpieszczać.
- Skąd pomysł, że będę mieć na to ochotę?
            Nie odpowiedziałam, a jedynie uśmiechnęłam się kącikiem ust. Może to właśnie podpowiadała mi kobieca intuicja? Louis nigdy by nie skrzywdził mojego dziecka. Nie był potworem.
            Przez kolejnych dwadzieścia minut wspólnie szykowaliśmy śniadanie. Rozmawialiśmy, a nawet byliśmy w stanie żartować. Lou opowiadał mi o tym, co działo się w zespole, kiedy tak nagle zniknęliśmy. Najpierw Paul nie chciał w to uwierzyć. Liam z Zaynem próbowali jakoś racjonalnie wytłumaczyć nasz szalony pomysł, a Harry zamknął się w sobie. Biedaczek najprawdopodobniej wiedział więcej, niż sam był zdolny do tego przyznać. Cherry wściekała się na wszystkich. Niewiele brakowało, a to właśnie my doprowadzilibyśmy do rozpadu jej związku z Zaynem. Skrzywiłam się. Jeśli by do tego doszło, pewnie nigdy bym sobie nie wybaczyła. Wreszcie Lou zdecydował się wynająć prywatnego detektywa. Nie oszczędzał środków. Czuł, że musi to wszystko naprawić. Nie chciałam tego otwarcie przyznać, ale byłam mu wdzięczna. Niall pewnie też, chociaż miłością do swojego dawnego przyjaciela już nie pałał.
- Dzień dobry – wyziewała Charlotte, wchodząc do kuchni odziana jedynie w luźną koszulkę oraz fioletowe bokserki. Uważnie zmierzyłam ją spojrzeniem. – No co?
- Twój chłopak pewnie jest zachwycony, że paradujesz roznegliżowana.
- Oj Mel, wszyscy dobrze wiemy, że święta nie jestem – zaśmiała się Cherry, rozsiadając się na kuchennym blacie. – To kiedy wracamy do Londynu? – Zapytała jeszcze, przeżuwając płatki kukurydziane.
            Powrót do stolicy był nieunikniony i każde z nas tego chciało. Nie można jednak ot tak spakować wszystkich rzeczy, by wyjechać. Tutaj przecież dziecko moje oraz Nialla miało mieć dobry start. Przecież w Londynie na każdym kroku czuwać będą paparazzi. Posypią się również propozycje finansowe dotyczące zrobienia idealnego zdjęcia na okładkę. Ale przecież prywatność naszego dziecka nie będzie na sprzedaż.
- Niebawem – odpowiedziałam po dłuższej chwili.
            Śniadanie upłynęło nam w dość przyjaznej atmosferze. Nawet Niall powstrzymał się od złośliwych komentarzy pod adresem Lou. Ba, on nawet nie komentował tego, że wynajął detektywa by nas odnaleźć.  Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Jak za starych, dobrych czasów. Znów się śmialiśmy, planowaliśmy wspólną przyszłość w gronie przyjaciół oraz powrót One Direction. Tak, na to się zanosiło, skoro Niall z Lou już się przeprosili. Styles nawet nie zwlekał, by obwieścić to całemu światu na Twitterze. Czy zdziwiłam się, gdy chwilę później zadzwonił Liam, Danielle, a na samym końcu nieco wściekły Zayn. Z Cherry zwyczajnie trzeba umieć żyć, bo bywa niesamowicie porywczą oraz trudną osobą.
- Zdecydowaliście, kto będzie chrzestnym waszego potomka? – Zapytał Harry, szykując sobie już trzecią porcję płatków z mlekiem. Jeszcze chwila, a nam się Styles roztyje. – Bo wiecie, ja to z wielką chęcią się zgłaszam na ochotnika.
- Będziesz rozpieszczać naszego syna?
- Niall, chłopie! Każdy członek tego zespołu będzie go rozpieszczać – zaśmiał się kędzierzawy, zerkając niepewnie na Louisa, który ochoczo skinął głową. – Ale wszyscy chyba wiedzą, że Harry Styles będzie najlepszym wujkiem na świecie.
- Nie schlebiaj sobie – prychnęłam – bo są również inni kandydaci.
            Na czym upłynęła nam reszta dnia? A no na wytykaniu Stylesowi zalet oraz wad, czyli wszystko co świadczyło by za lub przeciw temu, by został ojcem chrzestnym.

Powracam! Z nowym wyglądem bloga, nowym (beznadziejnym) rozdziałem oraz jeszcze większym zapałem!  Mam nadzieję, że jednak macie jeszcze do mnie cierpliwość i będziecie tutaj. Obiecuję poprawę. Tak, będzie lepiej :)
Zapraszam również tutaj: LEAVE ME TODAY.