…przychodzą
chwile, kiedy wątpimy w to, co robimy; czym się zajmujemy. Nie
powiedziałeś mi dokładnie, o co chodzi. Rozumiem, że masz ku temu powód.
Jeśli jednak robisz to, co kochasz – nie poddawaj się. Bez względu na
przeciwności losu idź przed siebie z wysoko podniesioną głową. Nie można
się poddawać. Raz okażesz słabość, a inni będą to wykorzystywać.
LordJohn:
Jesteś niesamowicie mądrą dziewczyną i nawet nie waż się temu
zaprzeczać! Muszę sobie jeszcze kilka rzeczy przemyśleć, ale dzięki
Tobie z całą pewnością podejmę mądrą decyzję.
Hopeless: Ty
natomiast jesteś tajemniczy i mógłbyś być trochę bardziej wygadany.
Czasem odnoszę wrażenie, że tylko zawracam Ci głowę moimi problemami…
LordJohn: Hope,
nie przesadzaj. Przecież na samym wstępie zaznaczyłem, że lubię
słuchać. Twoje problemy są dla mnie namiastką normalności, którą jakiś
czas temu utraciłem.
Hopeless: Do tego jesteś strasznie tajemniczy. Piszemy ze sobą już od dwóch miesięcy. Mógłbyś mi chociaż trochę zaufać.
LordJohn: Wiem, przepraszam…
Czekałam
jeszcze trzy minuty. Wierzyłam, że mój tajemniczy rozmówca się odezwie.
Niestety. Wylogował się z czata, nie pożegnawszy się nawet. Westchnęłam
cicho. Powinnam była się przyzwyczaić. Lord John uwielbiał pojawiać się
i znikać w najmniej oczekiwanych momentach.
Zamknęłam pokrywę laptopa, chwyciłam swoją torbę i opuściłam pokój, wpadając natychmiast na mojego młodszego brata.
- Tommy, wylałeś na siebie cały flakon perfum? – zapytałam, krzywiąc się nieznacznie.
Piętnastolatek
zmierzył mnie znudzonym spojrzeniem. Jasne, przecież nie mam prawa
zwracać mu uwagi, że cuchnie jak cała perfumeria Douglas oraz Sephora
razem wzięte. Machnęłam na niego ręką. Dysponował wdziękiem osobistym.
Cała reszta się nie liczyła. Wszystko zawsze szło po jego myśli. W
szkole nauczyciele nawet słowem nie wspomną, że powinien wylewać na
siebie trochę mniejszą ilość tych cholernie drogich perfum od Hugo
Bossa.
Zeszłam na dół po drewnianych, spiralnych schodach. W kuchni zastałam mojego ojca, który pogrążony był w lekturze The Times’a.
Nie zwracał na mnie uwagi do czasu, aż głośno odchrząknęłam. Poprosiłam
go grzecznie, by pożyczył mi swój samochód. Zimą pociągi czasem
nawalały, a z obrzeży miasta musiałam w czterdzieści minut dostać się na
mój uniwersytet. Misja praktycznie niemożliwa. Chyba, że dysponuje się
własnym samochodem.
Ojciec
krzywił się przez kilka chwil, ale w końcu rzucił mi kluczyki od
swojego Mercedesa. Rzecz jasna postawił kilka warunków. Po pierwsze:
podrzucę brata do szkoły, a po drugie: wrócę zaraz po zakończeniu zajęć.
Zgodziłam się. Przecież nie miałam wyjścia.
Na
uczelnię dotarłam w ostatniej chwili. Jak zwykle nie mogłam sobie
przypomnieć kodu do mojej szafki. Kiedy byłam bliska rozpaczy, los
postanowił pod nogi rzucić mi kolejną kłodę.
-
Melissa! – Na praktycznie opustoszałym korytarzu rozległ się głos,
którego miałam nadzieję nigdy już nie usłyszeć. – Kolejny raz spóźniasz
się na zajęcia.
-
Kolejny raz sprawiasz, że od samego rana mam paskudny humor –
mruknęłam, zerkając niechętnie na chłopaka, który opierał się o ścianę.
Przystojny,
popularny, uzdolniony. Znienawidzony przeze mnie od chwili, gdy
mieliśmy okazję spotkać się po raz pierwszy. Większość dziewczyn na jego
widok zaczyna piszczeć. Jedyne co ja czuję w tej chwili, to odruch
wymiotny.
-
Niall, a ty przypadkiem nie powinieneś już siedzieć na jakichś
zajęciach? – uśmiechnęłam się niechętnie do chłopaka. Miałam nadzieję,
że za chwilę pojawi się ten jego wierny cień, którego darzyłam jako taką
sympatią.
- Kuźwa, Niall. Mówiłem byś na mnie poczekał! – jęknął Cień. – Cześć Mel.
- Cześć Zayn – zaśmiałam się cicho. – To ty specjalizujesz się w otwieraniu szafek bez kodu, prawda?
Chwilę
później zmierzałam już w stronę sali wykładowej, gdzie profesor był tak
zajęty prowadzeniem zajęć, iż nawet nie odnotował mojego spóźnienia.
Przemknęłam między rzędami i zajęłam miejsce obok Charlotte – mojej
najlepszej przyjaciółki, którą znałam praktycznie od zawsze. Odrywa się
na krótką chwilę odrobienia notatek i posyła mi zaciekawione spojrzenie.
Machnęłam ręką.
- Niall?
- I Cień – dodałam. – Chłopcy z One Direction mnie kiedyś wykończą.
fajnie się zaczyna... :D
OdpowiedzUsuń