Czekałam
do przerwy na lunch. Nie miałam ochoty na dalsze siedzenie w budynku
uczelni. Czasem zastanawiałam się, czy to wszystko naprawdę ma jakiś
cel. Pewnie i tak nie dostanę pracy w swoim zawodzie. Tak na dobrą
sprawę, to nie chcę być poważną panią adwokat, która będzie podobna do
swoich rodziców. Ojciec miał własną kancelarię w Londynie. Matka
postanowiła robić karierę w Stanach. Nie, moja rodzina nigdy nie była
szczęśliwa. Nie była nawet kompletna. Kiedy na świat przyszedł Tommy
moja matka stwierdziła, że przyszedł czas, by zaczęła się
samorealizować. Z początku przyjeżdżała do nas w wakacje, czasem my
jeździliśmy do niej. Spędzaliśmy wspólnie święta. Tak było przez trzy
lata. Później mamie się znudziło. Miała idealną wymówkę, jaką jest brak
czasu. Teraz woli poświęcać go prowadzeniu własnej kancelarii. Dzwoni do
nas tylko raz na jakiś czas. Przyzwyczaiłam się. Jako sześciolatka
straciłam swój autorytet. Musiałam nauczyć się żyć inaczej. W dodatku
musiałam znosić męską dominację w domu. Szło się przyzwyczaić.
Rzuciłam
swoją torbę na wolne krzesło, a sama zajęłam miejsce obok, patrząc
niepewnie na to, co znajdowało się na mojej tacy. Charlotte również nie
wyglądała na zadowoloną naszym posiłkiem. Byłyśmy jednak zbyt głodne, by
przejmować się tym w znacznym stopniu.
-
Co będziemy teraz mieć? – zapytałam, wbijając w kartonik z soczkiem,
słomkę. Zrobiłam to przy użyciu takiej siły, że część napoju po chwili
znalazła się na mojej bluzce. I wszystko byłoby okej, gdyby nie był to
sok porzeczkowy. Zaklęłam pod nosem.
-
Historia brytyjskiego prawa – odpowiedziała Cherry, zupełnie nie
zwracając na mnie uwagi. Zdążyła się przyzwyczaić, że ze mną bywa
różnie.
Historia
brytyjskiego prawa – najgorszy przedmiot ze wszystkich. Mówię tak tylko
dlatego, że wykładowca jest tyranem. Wszyscy się go boją i przychodzą
przygotowani na zajęcia. Beckett uwielbia robić niezapowiedziane
sprawdzianiki. Bez możliwości poprawy. Nie przyjdziesz, to masz problem.
Problem polegał teraz na tym, że zupełnie zapomniałam o tym
przedmiocie. Nikogo nie powinno więc dziwić, że przeklęłam ponownie. Tym
razem głośniej. Tak, że jakaś rudowłosa dziewczyna posłała mi
potępiające spojrzenie.
-
Jeśli jeszcze raz przyjdę nieprzygotowana, to wylecę – jęknęłam, a
ochota na lunch jakoś przeszła. – Jakbym dostała zwolnienie lekarskie,
Beckett nie mógłby mnie zatrzymać na zajęciach siłą.
-
W cuda wierzysz? – Cherry sceptycznie uniosła brew, a ja skinęłam
potakująco głową. – Okej. Nawet jeśli miałby tobie odpuścić, to skąd
wytrzaśniesz zwolnienie lekarskie? Piguła nie da się nabrać na twoje
symulacje. Kiedyś już próbowałaś.
Musiałam
przyznać Charlotte rację. Dwa razy już chciałam wziąć pielęgniarkę na
litość. Za każdym razem udało jej się odkryć, iż blefuję. Stara, wredna
małpa. I kiedy już traciłam nadzieję, że jednak uda mi się wywinąć od
tych przeklętych zajęć, usłyszałam za plecami znajomy głos:
- Myślę, że mógłbym tobie jakoś pomóc.
Odwróciłam
się gwałtownie. Przestałam na chwilę przejmować się wszystkim. Nawet
plamą na mojej białej bluzce, która raczej uroku mi nie dodawała. Nic
dziwnego, że usta Louisa Tomlinsona wykrzywił lekko ironiczny uśmieszek.
Głupie serce zaczęło bić szybciej, a na policzkach z całą pewnością
pojawił się rumieniec.
- Chcesz przekonać Pigułę, że powinna Mel napisać zwolnienie? Twój urok osobisty nie wystarczy – stwierdziła ironicznie Cherry.
Ja
nie przepadałam za Niallem; jej wrogiem publicznym numer jeden był
Louis. Przyznam szczerze, że ani trochę mi to nie przeszkadzało. Louis…
Ileż to ja już nocy nie przespałam, myśląc tylko o nim oraz naszym
przypadkowym pocałunku? Chyba trudno będzie zliczyć.
-
Nie chodzi o mój urok osobisty – westchnął Louis, posyłając mojej
przyjaciółce umęczone spojrzenie. – Mam kilka zwolnień, które nie są
wypełnione, a mają podpis Piguły.
- Rozumiem, że coś byś chciał w zamian – spojrzałam na chłopaka, mrużąc przy tym oczy.
-
Ja niczego nie robię bezinteresownie – oznajmił Tomlinson, a ja miałam
co do tego wszystkiego złe przeczucia. Zaczęłam się zastanawiać, czy
faktycznie nie lepiej będzie iść na tą głupią historię i pocierpieć. Nie
patrzyłam na Cherry. Ona najchętniej od razu by wstała od stołu i
zaciągnęła mnie na zajęcia.
- Więc? – zapytałam, starając się za wszelką cenę ukryć tą paskudną plamę po soku porzeczkowym.
- Pójdziesz ze mną na bankiet, który odbywa się za tydzień.
-
Tylko tyle? – zmrużyłam powieki mając przy okazji jakieś dziwne
przeczucia. Nie dość, że ten człowiek niczego nie robi bezinteresownie,
to pójście z nim na bankiet jest dla mnie czystą przyjemnością. Powinien
dobrze o tym wiedzieć. Dość często zdarzało mu się wykorzystywać fakt,
iż lubię go trochę za bardzo.
-
Ja nie wiem czy to jest takie „tylko” – westchnął Louis. – Przy okazji
narazisz się na nienawiść ze strony tysiąca fanek na całym świecie.
Pojawisz się w moim towarzystwie. Będziesz udawać moją dziewczynę…
-
Udawać twoją… co?! – pisnęłam, a jakaś blondynka, która siedziała przy
stoliku obok, spojrzała na mnie krzywo. Och, weź się dziewczyno! Jestem
pewna, że gdyby usłyszała od Louisa dokładnie to samo, co ja przed
chwilą, to pewnie by zemdlała i dopiero w szpitalu by ją docucili.
-
On powiedział, że będziesz udawać jego dziewczynę na bankiecie w zamian
za to, że dostaniesz od Piguły zwolnienie z zajęć – szepnęła z
przekąsem Cherry, a ja przez krótką chwilę miałam ochotę ją zabić. A
może jego? Do cholery! Ta dwójka jest siebie warta!
-
Tak, tyle zrozumiałam, ale nie mogę udawać twojej dziewczyny –
wycelowałam palec wskazujący w stronę chłopaka. Jego mina trochę
zrzedła. – Co Annie na to powie?
- Nic nie powie, bo już jej nie ma.
-
Aha! – teraz to Charlotte zwróciła na siebie uwagę blondynki – Boisz
się pokazać na bankiecie bez dziewczyny, tak? Wiedziałam! Pan Idealny
nie chce stracić swojej reputacji…
-
To przecież nic złego – Tomlinson wzruszył ramionami, uśmiechając się
przy tym przesłodko do mojej przyjaciółki. – Mel, idziesz razem ze mną,
czy wolisz narazić się na gniew Becketta?
Zagryzłam
dolną wargę. To nie był łatwy wybór. Chciałam pójść razem z Louisem na
ten bankiet. Miałabym w końcu okazję zobaczyć ten inny świat. Czy na
serio jest on taki straszny, jak to opowiada Niall? On przecież potrafi
dorwać mnie na przerwie i przez bite piętnaście minut opowiadać o tym,
jaka sława jest męcząca. Mógł to przewidzieć. Trzeba było nie iść do
programu. W dalszym ciągu byłby zwykłym chłopcem… Poza tym nie jest to
czas i miejsce na tego typu rozważania.
- Chodźmy do Piguły – mruknęłam cicho,podnosząc się z miejsca. – Po drodze zajdziemy jeszcze do łazienki. Muszę się przebrać.
- Tak jest dobrze – stwierdził Tomlinson, patrząc bezczelnie na mój dekolt.
- Oczy mam wyżej, pacanie – zaśmiałam się krótko, ruszając przodem.
Hopeless: To był okropny dzień.
LordJohn: Co się stało? Nie możesz mi powiedzieć, że było gorzej, niż u mnie. Ja określam ten dzień istną katastrofą.
Hopeless: Umówiłam
się razem z kumplem na coś w stylu niezobowiązującej randki. Problem
polega na tym, że to nie jest chyba zbyt rozsądne z mojej strony. W
dalszym ciągu myślę o nim w innych kategoriach, niż „przyjaciel”.
LordJohn: Widzę
w takim razie, że jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji. Ja chciałbym
zobaczyć się z moją koleżanką… Myślę o niej całymi dniami, ale niestety
mieszkamy w dwóch, przeciwległych końcach miasta i chodzimy do innych
szkół. Póki moi przyjaciele nie zorganizują jakiegoś spotkania, to się z
nią nie zobaczę.
Hopeless: Więc
mi nie pomożesz. Trudno. A jeśli chodzi o tą koleżankę, to po prostu do
niej zadzwoń. Pamiętaj, że telefony działają w obie strony.
LordJohn: Hope, tak łatwo się nie da… A teraz muszę Cię przeprosić. Spadam na próbę.
Hopeless: Próbę?
Próbę...? Czyżby rzeczywiście chłopcy z 1d mieli zmienić jej życie o 180 stopni...? ;D
OdpowiedzUsuń