Zapakowanie wszystkich
najpotrzebniejszych rzeczy zajęło mi sześć godzin. Przy okazji musiałam
pożyczyć jedną z walizek Louisa. Okazało się, że moje dwie nie wystarczą. Jak
powszechnie wiadomo, gdy kobieta wybiera się na zasłużony wypoczynek, to
potrzebuje mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Gdy Louis przeglądał zawartość
walizek stwierdził, iż połowy z tego w ogóle nie powinnam brać. Prostownica do
włosów? Lepiej mi w pofalowanych. Krem do opalania? Chyba nikt nie spodziewał
się słońca w marcu. Bielizna? Przecież w ogóle nie będę wychodzić z łóżka. Za
to ostatnie Tomlinson oberwał po głowie klapkami od Jimmiego Choo.
-
Trzy stroje kąpielowe? – Zaczął przymierzać sobie górę od mojego ulubionego
bikini. – W czymś takim nie powinnaś w ogóle pokazywać się na oczy chłopakom.
Będę zazdrosny.
-
Ja byłam zazdrosna o tą brunetkę z Hamburga – wzruszyłam ramionami. Nie mogłam
przestać mu tego wypominać. W ten sposób miałam nadzieję, że sam zechce ze mną
zerwać. Tak, robiłam wszystko by go zniechęcić, ale zupełnie nic z tego nie
wychodziło. Nie mogłam dłużej tak postępować.
Głos Stylesa dobiegający z samego
dołu przywrócił mnie do rzeczywistości. Przytuliłam się do Louisa. Był
zaskoczony i dopiero po krótkiej chwili ułożył swoje dłonie na moich biodrach.
Mruknęłam cicho. On zdecydowanie zasługiwał na kogoś lepszego. Przez tą krótką
chwilę zaczęłam się zastanawiać, jak wiele Louis będzie mi w stanie wybaczyć. A
może związek na odległość jednak będzie miał sens? Przecież zespół i tak
planuje trasę koncertową po USA. Sierpień również będę mogła spędzić razem z
nim. Rok akademicki zaczyna się przecież dopiero w październiku.
-
Spokojnie, zobaczymy się już w niedzielę – wyszeptał Louis, wplatając palce w
moje włosy. – Ale dobrze wiedzieć, że już za mną tęsknisz.
-
Przyjedziesz dopiero w niedzielę?
-
Razem z Harrym zabieracie nam jeden samochód, więc muszę czekać do niedzieli
skoro Zayn i Liam idą na bal.
Dostrzegłam zawiedzioną minę Louisa.
On był typem człowieka, który lubi dobrze się zabawić. Zapewne chciał iść na
bal wiosenny, a ja tak bezczelnie mu to odebrałam. Nawet przez chwilę nie
zastanawiałam się co on o tym myśli. Poczułam się okropnie. Mogłam przecież w
każdej chwili zadzwonić do cioci i powiedzieć jej, że przyjadę dzień później.
To nie był problem, by pozostawić klucze u sąsiadów z posesji obok.
-
Lou przepraszam – musnęłam delikatnie usta chłopaka. – Jeśli chcesz, to możesz
iść na ten bal.
-
I nie będziesz na mnie zła?
-
Zły to powinieneś być ty, że wcześniej tego nie powiedziałam – uśmiechnęłam się
radośnie. – A teraz lepiej zejdźmy na dół, bo Hazza się niecierpliwi.
-
Bo Harry w tej chwili najważniejszy. Szybko, szybko! – Przemówił Louis głosem
piskliwym niczym mała dziewczynka. Parsknęłam śmiechem. Takie wydanie pasowało
do niego idealnie. Serio, gdyby nie był muzykiem, to w jakimś serialu z
pewnością zdobyłby rolę małej, rozkapryszonej dziewczynki.
Na dole czekał na nas komitet
pożegnalny składający się z Liama oraz Zayna. Ten pierwszy nawet przygotował
nam kanapki na drogę. Czyż to nie urocze? Od Malika dostałam kieszonkowe na
drobne zakupy, których miałam z Harrym dokonać już po wyjeździe ciotki oraz jej
rodziny. Nie trzeba było mi tłumaczyć o co chodzi. Alkohol. Kup alkohol!
Jazda samochodem zatłoczonymi
ulicami Londynu nie jest niczym fajnym, ani przyjemnym. Dopiero po czterdziestu
minutach udało nam się uwolnić od miejskiego zgiełku oraz rozwścieczonych
kierowców, którzy chcieli jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. No cóż…
godziny szczytu w Londynie trwają praktycznie przez cały dzień. Nie ważne kiedy
byśmy wyjechali, to i tak tkwilibyśmy w tych korkach. Swoją drogą to współczuje
tym, którzy każdego dnia muszą przez to przechodzić.
Poza miastem rozsiadłam się
wygodnie. Przed sobą mieliśmy jeszcze półtorej godziny drogi. Harry chrząknął z
niezadowoleniem widząc, jak moje stopy lądują na desce rozdzielczej. Toż to
jego ukochany samochodzik. Każdego dnia dojeżdżał nim do szkoły lub studia
nagraniowego. Nieczęsto się zdarzało, by pozwalał komuś innemu zająć miejsce
kierowcy. Kiedy w radiu puścili One Thing
Harry natychmiast zgłośnił. Przewróciłam oczami. Nie dość, że musi tą piosenkę
śpiewać na każdym koncercie, to jeszcze w czasie jazdy samochodem? A ja na
serio myślałam, że on jest jedynym normalnym. Jak widać – nie bardzo.
-
To jest chore – mruknęłam, wlepiając wzrok w krajobraz za oknem.
* * *
Gdyby nie GPS to pewnie z dziesięć
razy byśmy się zgubili. Od pięciu lat nie byłam u cioci ze względu na drobne,
rodzinne spory. Nigdy też nie przykładałam zbytniej wagi do trasy jaką trzeba
było pokonać już od Hastings. Oczywiście z tego powodu Styles prawił mi
wyrzuty. Według niego powinnam lepiej przygotować się przed wyruszeniem w
trasę. Jasne, bo to ja jestem kierowcą!
Po jakichś trzydziestu sekundach
zdałam sobie sprawę, iż jesteśmy już na podjeździe prowadzącym do domu cioci.
Chociaż myślę, że posiadłość to
znacznie lepsze określenie. Do swojej dyspozycji mieli cztery hektary łąk.
Kiedyś nawet posiadali dwa konie. Niestety zwierzęta padły po tajemniczym
zatruciu. Nie chcieli już nowych wierzchowców. Strata tej dwójki była
wystarczająco bolesna dla dzieciaków. Ja też byłam świadkiem tych wydarzeń!
Biedne zwierzęta cierpiały. Dopiero weterynarz ukrócił ich męki. Abstrahując od
zwierząt oraz ich losów: ciotka miała w swoim życiu niesamowite szczęście.
Najpierw poślubiła faceta, który był trzydziesty w kolejce do brytyjskiego
tronu, a później ich wspólna firma transportowa zaczęła bardzo dobrze
prosperować. Dzięki temu stać ich było na tą osiemnastowieczną posiadłość.
Dom był przeogromny. Składał się z
zaledwie jednej kondygnacji oraz piwnicy, ale nadrabiał urokiem. Do wnętrza
prowadziły dębowe, dwuskrzydłowe drzwi. Wyglądały solidnie, jednak nie były
ciężkie. Otworzyć bez problemu mógł je nawet siedmiolatek. Wielkie okna
rozświetlały wnętrze każdego pomieszczenia. Podłoga pokryta była parkietem,
który pamiętał zapewne czasy pierwszych właścicieli. Na korytarzu ściany
wyłożone zostały boazerią, a gdzieniegdzie znaleźć można było portrety
mieszkańców. Kiedy byłam mała, trochę mnie to wszystko przerażało. Teraz
podziwiałam sztukę.
Kiedy zaraz po wejściu skręciło się
w prawo, przechodziło się do tej części przeznaczonej dla gości. Mieściła się
tutaj łazienka, trzy sypialnie, pokój dzienny oraz schody prowadzące do
piwnicy. Gdyby zaś wybrać się na lewo, to trafiało się do przestronnego salonu
połączonego z jadalnią. Następnie można było wejść w kolejny korytarz, gdzie
znajdowały się drzwi do pokoi dzieciaków oraz sypialni ich rodziców.
-
Melissa, jak dobrze ciebie widzieć – ciocia przytuliła mnie mocno. – Przez tych
kilka lat praktycznie się nie zmieniłaś
-
Dobrze wiedzieć – wyszczerzyłam się. Chwyciłam onieśmielonego Stylesa za rękaw
bluzy i przyciągnęłam do nas. – Ciociu, to mój przyjaciel, Harry Styles.
-
Miło ciebie poznać – ciocia uścisnęła dłoń kędzierzawego.
Zmieniła się. Nie była już tą samą
kobietą, co przed kilkoma laty. Spoważniała, pojawiło się kilka zmarszczek w
okolicach oczu. W dalszym ciągu jednak była przesympatyczna i szeroko się
uśmiechała.
Do salonu wpadły dwie, rudowłose
dziewczynki. Bliźniaczki, z którymi dość często się bawiłam, gdy spędzałam
wakacje w Bexhill. Były ode mnie o osiem lat młodsze, ale zawsze potrafiłyśmy
się dogadać. Na widok nietypowego gościa w ich domu – zamarły.
-
Macy i Grace, poznajcie Harry’ego Stylesa – popchnęłam chłopaka w ich stronę. –
Tylko go nie zaściskajcie, bo jego głos potrzebny jest światu.
Kiedy dziewczyny rozmawiały razem z
kędzierzawym, ciocia oprowadzała mnie po domu i mówiła co i jak. Koty miały
swoje jedzenie w kuchni. Kuwety miałam sprzątać każdego dnia. Do tego w
poniedziałek miał pojawić się ktoś do czyszczenia basenu. Do moich obowiązków
należało również wypuszczanie kilku owiec, które sobie kupili przed rokiem.
-
I to tyle. Gdybyś miała z czymś problem, to dzwoń o każdej porze – ciocia
uśmiechnęła się do swojego męża, który niecierpliwie przestępował z nogi na
nogę. Spieszyło mu się do tego wyjazdu. – Dziewczynki, zostawcie Harry’ego.
Musimy już jechać.
Macy i Grace niechętnie podeszły do
matki. Teraz znacznie bardziej wolałyby zostać w domu. Nie często ma się
przecież okazję spotkać członka popularnego zespołu. Nie każdy zdaje sobie
sprawę z tego, jak bardzo sława przytłacza. Po każdym spotkaniu z fanami
chłopcy wracali potwornie zmęczeni. Czasem Niall nie miał siły, by zrobić sobie
coś do jedzenia. Litowałam się wtedy nad nim. Bywały dni, gdy Harry praktycznie
nic nie jadł, a Liam nie chciał wstawać z łóżka. Louisowi zdarzało się warczeć
na wszystkich dookoła, gdy działo się już zbyt wiele wokół jego osoby. Tylko
Zayn nie dawał niczego po sobie poznać. Za wszelką cenę chciał stwarzać pozory
silnego, którego nic nie rusza. Jak długo tak można? Co gorsza ten nowy manager
zdawał się niczego nie chwytać. Zaplanował trasę koncertową aż do 2014 roku.
Po dziesięciu minutach pozostałam z
Harrym zupełnie sama w tym wielkim domu. Włączyłam alarm zgodnie z
instrukcjami, które pozostawiła ciocia. Teraz spokojnie mogliśmy się
zrelaksować. Gdyby ktoś zechciał się włamać, to od razu byśmy się o tym
dowiedzieli.
-
Nie wspominałaś, że będziemy u królowej na kolacji?
-
Styles, nie przesadzaj – rzuciłam w kędzierzawego poduszką. – To normalny dom i
twój wcale nie jest mniejszy.
-
Jest! I to tak mniej więcej o połowę. Nie wspomnę już o ogrodzie.
-
Przesadzasz.
-
Nie powiesz mi, że ten dom w ogóle nie robi na tobie wrażenia.
-
Od kiedy pamiętam spędzałam tutaj każde wakacje i tak do piętnastego roku życia
– wzruszyłam obojętnie ramionami. – Jeśli coś miało mnie zadziwić, to już dawno
się to wydarzyło.
-
Ty jesteś totalnie niereformowalna.
Styles zajął miejsce w fotelu przy
okrągłym stoliku. Zdecydowaliśmy się, że przez najbliższe dwie noce będziemy
zajmować sąsiednie pokoje, które połączone były przesuwanymi drzwiami. Później
zjedzie się reszta. Jak znałam Louisa, to nie będzie chciał nikogo mieć za
ścianą. Zapewne będę musiała przenieść się do sypialni ciotki i wujka. Nie
widziałam więc sensu, by się ze wszystkiego rozpakowywać.
-
Hazza idziemy pływać – zakomunikowałam, wyciągając z walizki strój kąpielowy. –
Masz pięć minut na przebranie się. Czas start!
Wyrzuciłam Harry’ego z pokoju.
Miałam obawy przed spędzaniem czasu z nim sam na sam. Teraz doszłam do wniosku,
że jednak nie będzie z nim tak źle. Zawsze mogłam zamknąć się w jakimś pokoju,
by się od niego odciąć. Nie przypuszczałam by kiedykolwiek zaszła taka
potrzeba.
ja teeeż bym chciała mieć taką ciocię :D zastanawia mnie co sie stanie, gdy Louis pójdzie na ten bal, no bo chyba nie może być tak, że wszystko będzie ładnie, pięknie - prawda? no i jeszcze ten samotny pobyt Mel i Harryego, może to tylko dwie noce, ale czy podczas ich samotnego pobytu nie może się coś wydarzyć? chociaż mam nadzieję że moje przypuszczenia są błędne i tylko ich przyjaźń się wzmocni.:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie całego tego bloga od samego początku do samego końca. Nie mogę otrząsnąć się z podziwu dla twojego ogromnego talentu. Stałaś się właśnie jedną z niewielu osób, które szczerze i do bólu podziwiam. Byłabym wdzięczna, gdybyś zechciała się podzielić trochę swoimi umiejętnościami, bo to co robisz jest aż nieprzyzwoite. Wprawdzie nie wiem ile masz lat, ale żeby w tym wieku? Mam ochotę położyć się na podłodze i rzewnie płakać z rozpaczy. Kiedy ja stałam w kolejce po złośliwość i tysiąc innych niepotrzebnych rzeczy, ty stałaś w kolejce po talent. A kiedy ci go dali, znów szłaś na koniec kolejki.
OdpowiedzUsuńCzytając mam wrażenie jakbym była częścią tej historii. Jakby to była moja historia. Bardzo pasuje, zwłaszcza, że też jestem jakby rozdarta między Niallem a Louisem. Wprawdzie bohaterka niby już wybrała, ale nigdy nie wiadomo ;).
Zastanawiam się jak długo przed opublikowaniem prologu zaczęłaś pisać to opowiadanie. Zazdroszczę ci, że napisałaś je już do samego końca. Przynajmniej możesz regularnie dodawać wpisy. Ja często piszę "na żywioł" i zazwyczaj kończy się to głupimi pomysłami oraz żartami, które nikogo poza mną nie śmieszą.
Jak ci się udało napisać coś, co tak niesamowicie wciąga?! Czytałam to najpierw rano, potem przerwałam na 13 rozdziale; postanowiłam się dłużej nie dołować. Teraz znów usiadłam przy komputerze i nie mogłam powstrzymać się od dokończenia reszty. Magia?
Normalnie piszę bardzo długie komentarze, ale po tym szoku wolałabym się nie rozpisywać. Nie chcę się zagalopować i zacząć wypisywać głupot, bo przy tym co widnieje wyżej będzie to wręcz żałosne.
Naprawdę jestem pod wrażeniem tej historii i przede wszystkim Ciebie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam! xx
http://whenimlookingatyou.blogspot.com/
O czymś zapomniałam. Czy "oferta" robienia szablonu jest nadal aktualna?
UsuńMieć taką ciocię i spędzić tak fajnie czas wolny... marzenie. :P Coś przeczuwam, że pan Louis coś nabroi na tym balu, że główną bohaterkę to poważnie wkurzy. A Cherry nie powinna zrywać z Zaynem dlatego, że tak chcą rodzice. Najważniejsze, że się kochają. :) Poza tym jak zawsze świetne i genialne. :) Jestem zachwycona i przeraża mnie fakt, że niedługo opowiadanie się skończy. Jak o tym pomyślę to smutno mi się robi zwłaszcza, że zżyłam się z bohaterami. :) Pozdrawiam i całuje! :)
OdpowiedzUsuńJa chce taką ciocię xd :o Nie podoba mi się to, że Louis idzie na ten bal. Pewnie się upije wyrwie jakąś laskę a dzień później te zdjęcia będą krążyły po całym świecie :o moja wyobraźnia działa. Mam nadzieje, że Cherry jednak się opamięta i zrobi to co będzie kazało jej serce a nie rodzice O_o Ja dalej nie mogę przeboleć Nialla *O* :c no po prostu chyba nigdy się z tym pogodzę :o haha. [possess-my-heart]
OdpowiedzUsuńOj Louis coś odwali, jestem tego wręcz pewna. Ta ciocia to jest niesamowita ;D A Cherry powinna słuchać głosu serca, a nie rodziców. To jej przyszłość i jej chłopak. Rozdział wspaniały :)
OdpowiedzUsuńAle się będzie działoooooo, oj będzie się działo!!!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze : kocham, uwielbiam, miłuję, adoruję, wielbię, czczę nieśmiałego Harrego w Twoim opowiadaniu <3
Niezwykle opisałaś rezydencję cioci, aż zachciało mi się tam pojechać. Zawsze marzyłam, żeby spędzić wakacje w takim domu, miło, że mogę przynajmniej pomarzyć...:)
Rozdział cudowny, chwilami śmiałam się jak głupia. Lecę czytać dalej xx