7 listopada 2012

Rozdział 31



            Ktoś nieustannie powtarzał moje imię. Pogrążona w ciemności nie byłam w stanie zlokalizować źródła tego głosu. Otaczała mnie nicość. Od dłuższego czasu nie docierało do mnie nawet najbledsze światło. Oczy już dawno przyzwyczaiły się do ciemności, a mimo to nie zauważyłam tutaj nawet skrawka podłoża, drzewa, czy ścian. Po prostu pusta przestrzeń, w której czułam się nadzwyczaj dobrze. Zdawało mi się, że wszystkie zmartwienia ode mnie odeszły. Nie było problemu w związku z Louisem, a mój braciszek… jego śmiech w dalszym ciągu rozbrzmiewał w mojej głowie niczym echo. Kilkakrotnie go wołałam, ale nie przyszedł. Śmiał się tylko.
            Dopiero teraz poczułam słone łzy spływające po policzkach. Nawet nie próbowałam ich otrzeć. A może to właśnie była moja pokuta za wszystkie grzechy? Może Bóg odebrał mi Tommy’ego bym zrozumiała, jaką egoistką byłam do tej pory. Przez półtora miesiąca chodziłam jak struta. Nie reagowałam na próby mojego brata wyciągnięcia mnie gdziekolwiek. Wolałam spędzać czas samotnie lub w towarzystwie Caroline i Kandi. Niejednokrotnie zwyczajnie warczałam na Tommy’ego, wyrzucałam go ze swojego pokoju. Byłam okropną siostrą, która już nigdy nie będzie mogła naprawić swojego błędu. Opadłam na ziemię. Zaczęłam krzyczeć. Błagałam, by to wszystko okazało się jedynie złym snem. Z mojej piersi co chwila wyrywał się głęboki szloch. Paznokcie orały twardą powierzchnię podłogi. Dobrze, że w tych ciemnościach nie mogłam dostrzec w jakim są stanie, ale mimo wszystko czułam stróżki ciepłej cieczy, a moje nozdrza wypełnił metaliczny zapach. Krew. Śmiech w mojej głowie ustał, za to głos stał się znacznie wyraźniejszy. Uczepiłam się jego i postanowiłam za wszelką cenę nie puszczać. Tkwiłam w ciemnościach wystarczająco długo. Chciałam powrócić do rzeczywistości. Musiałam się jakoś z nią zmierzyć chociaż wiedziałam, że będzie bardzo bolesna.
- Melissa, kocham cię – znajomy głos stał się jeszcze wyraźniejszy. Zaczęłam czuć, że ktoś ściska moją dłoń. Od jak dawna? Nie wiem, ale zdążyła ścierpnąć. Jęknęłam cicho, próbując przy tym otworzyć oczy. Nie udało się za pierwszym razem. Po kilku sekundach spróbowałam raz jeszcze. Jasne światło mnie oślepiło na krótką chwilę. Kilka razy zamrugałam powiekami, dostrzegając nad sobą uśmiechniętą twarz Louisa. Po jego policzku spływała samotna łza.
- Lou – wychrypiałam, próbując się uśmiechnąć.
- Adams, nigdy więcej mnie już tak nie strasz – musnął delikatnie moje usta. – Myślałem, że już do mnie nie wrócisz.
            Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Nie chciałam denerwować Louisa mówiąc, że przez długi czas wolałam zostać w pustej przestrzeni. Dopiero, gdy zdałam sobie sprawę z tego, iż Tommy odszedł na dobre zapragnęłam wrócić do świata, w którym nie czekało na mnie nic więcej prócz cierpienia.
            Po pięciu minutach w szpitalnej sali pojawił się lekarz z dwoma pielęgniarzami. Zapewne bali się mojego kolejnego wybuchu. Dowiedziałam się, że przed dwoma dniami zostały mi podane leki uspokajające. Po tym zupełnie oderwałam się od rzeczywistości. Kiedy Louis pojawił się u mego boku – jego również obwiniałam o śmierć mojego brata. Mówiłam takie rzeczy, których nigdy w życiu bym się nie odważyła. Dopiero po ostatniej – niemalże końskiej – dawce, zapadłam w sen. Był on tak głęboki, że lekarze nie mieli pewności, czy w ogóle się obudzę. Podobno mój ojciec zrobił niezłą awanturę i obiecał pozwać szpital, ale psycholog mu wytłumaczył, że sama muszę się z tym wszystkim zmierzyć. Miał rację. Na koniec lekarz nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Pielęgniarze stali się czujniejsi.
- Jest jedna sprawa, o której jeszcze nikomu z pani rodziny nie powiedziałem – mężczyzna chrząknął. – Wszystkie badania były w normie.
- To chyba dobrze, prawda? – Zapytałam z trudem, gdyż zaschło mi w gardle.
- Oczywiście, tak. Chodzi o to, że podczas badania krwi próba ciążowa wyszła pozytywnie. Baliśmy się, że to jakaś pomyłka. Pobraliśmy krew raz jeszcze. Znów pozytywny wynik. Moje gratulacje: jest pani w ciąży.
- Że co proszę?!
            Ponownie się uniosłam. Pielęgniarze już byli gotowi podać mi kolejną dawkę środka uspokajającego, ale dałam znak, że już wszystko jest w porządku. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Skoro spodziewałam się dziecka – musiałam zacząć o nie dbać. Silne leki z całą pewnością nie były dla niego dobre. Uśmiechnęłam się. To zabawne, jak szybko zaakceptowałam fakt, iż w moim brzuchu rozwija się mała istotka. Nie przeszkadzało mi to. Może i miałam zaledwie dwadzieścia lat, ale przecież nie miałam żadnych perspektyw na przyszłość. Dziecko mogło to zmienić.
- Który to tydzień?
            Mimowolnie ułożyłam dłonie na płaskim jeszcze brzuchu. Lekarz uśmiechnął się ciepło oznajmiając, że powinnam udać się na USG. Nie chciałam zwlekać. Skoro Louis udał się do szpitalnego bufetu, mogłam pojechać na inny oddział, nic mu na razie nie tłumacząc.

* * *
            Wpatrywałam się w biały sufit, próbując wszystko dokładnie przeliczyć. Sięgnęłam po telefon, włączając kalendarz. Podczas USG lekarka określiła, że jestem w dziewiątym tygodniu. Poczułam się jak skończona kretynka. Jakim cudem mogłam niczego nie zauważyć? Podobno kobieta czuje takie rzeczy. A nie miałam zmian nastrojów, czy wzmożonego apetytu. Jedynie okres spóźniał mi się o tydzień, ale zdarzały mi się takie wahania, więc nie widziałam powodu do zmartwień. Przesunęłam palcem po ekranie dotykowym, trafiając na odpowiednią datę. Odetchnęłam z ulgą w chwili, gdy Louis wkroczył radosnym krokiem.
- Przyniosłem tobie budyń – wyciągnął w moją stronę dłoń, w której trzymał plastikowy kubeczek. – Właściwie tylko to było zjadliwe w tym bufecie. Przy okazji też dorwałem lekarza i powiedział, że jutro powinnaś dostać wypis. Chcą mieć ciebie jeszcze dwadzieścia cztery godziny na obserwacji.
- To dobrze.
            Otworzyłam budyń i pochłonęłam go w kilka chwil. Byłam potwornie głodna. Louis w tym czasie wysłał krótką wiadomość do chłopaków. Musiał ich uspokoić i zapewnić, że już wszystko jest w porządku. No tak, ja nie byłam tego pewna. Dla mnie wiadomość o dziecku nie oznaczała końca świata. W przypadku Louisa mogło się to rysować inaczej. Był gwiazdą muzyki oraz członkiem popularnego zespołu. Mógł mieć już plany na przyszłość, w których nie było miejsca dla mnie, nie mówiąc już o dziecku. Sam przecież wspomniał, że jest ostatnią osobą, która chciałaby planować nasz ślub. Westchnęłam cicho.
- Mel, stało się coś?
Louis wcisnął się na łóżko obok mnie. Mruknęłam niechętnie. Mógł się chociaż zapytać, czy może. Chwyciłam jego dłoń i ułożyłam na brzuchu. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Tomlinson ułożył głowę na moim ramieniu. Przyszedł czas, by zmienić jego życie na dobre. Zadziwiające z jaką łatwością wypowiedziałam te słowa:
- Zostaniesz ojcem – wyszeptałam prawie bezgłośnie. Czułam, jak wszystkie mięśnie piosenkarza momentalnie się napinają. – Jestem w ciąży. Dziewiąty tydzień.
            Wyrzuciłam to z siebie. Teraz oczekiwałam jakiejkolwiek reakcji ze strony Louisa. Praktycznie się nie poruszył. Jedynie jego klatka piersiowa unosiła się z każdym niespokojnym oddechem. Jego dłoń w dalszym ciągu spoczywała na moim brzuchu.
- Mel, kocham cię bez względu na wszystko – ciepły oddech owionął mój kark, powodując przy tym przyjemne dreszcze. – Nasze dziecko również będę kochać całym sercem.
- Więc nie jesteś na mnie zły?
            Zaśmiał się serdecznie.
- Skarbie, przecież wina leży po obu stronach – wolną dłonią zaczął bawić się kosmykami moich blond włosów. – Ale musisz wiedzieć, że to dziecko będzie najszczęśliwsze pod słońcem. Już ja się o to postaram.
- Kocham cię – przelotnie musnęłam wargi chłopaka. W tej samej chwili w głowie zaświtała mi pewna myśl. – Lou, możesz mi coś obiecać?
- Co tylko zechcesz.
- Jeśli to będzie chłopiec, to damy mu na imię Thommas, po moim bracie.
            Louis skinął głową, a ja starałam się powstrzymać strumień łez. Utrata brata bolała, a przecież serce po zdradzie przez ukochanego nie zdążyło się jeszcze w pełni zabliźnić. Odczuwałam wszystko ze zdwojoną siłą. A może Bóg postanowił dać mi kolejną szansę? Może to dziecko miało zapełnić pustkę?

_______________________________________________________
Bez sensu i w ogóle zjebałam. No ale muszę to już dociągnąć do końca, a na zmiany nie mam czasu. Ledwo żyję.


10 komentarzy:

  1. Ej ! Wcale nie zjebałaś !; D Rozdział zajebisty przepraszam za wyrażenie ;D ! Zapraszam do mnie ;)http://life-is-brutal-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jajca Mel w ciąży! Będzie bobasek tak się cieszę! :) Wcale nie zepsułaś wręcz zapewniłaś mi bynajmniej radość na twarzy. Szkoda mi w dalszym ciągu Mel strata brata musiała ją porządnie wstrząsnąć skoro była dwa dni na silnych lekach.. ech. Daj Boże niech to dziecko nie będzie Nialla, bo bym zamarła! /kufer-szczęścia/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zjebałaś! Jest dobrze, a nawet bardzo ! :D
    Już nie mogę się doczekać co dalej ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zjebałaś rozdział jest świetny ; )) tak się ciesze że Mel pogodziła się z Lou i będą mieli dziecko po prostu mam po przeczytaniu tego rozdziału wielkiego banana na twarzy ;D

    +zapraszam do nas:
    http://you-always-in-my-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również napiszę (TAK JAK WSZYSCY) - nie zjebałaś tego! Niby w którym miejscu?!
    Masakra tak po stracie brata...
    W ogóle w pierwszej chwili przemknęła mi dzika myśl, że to Niall będzie ojcem. Nawet nie wiem dlaczego ;d
    Tak czy inaczej - strasznie się cieszę, że będzie dziecko Melissy i Lou! A rozdział jest świetny i proszę nie zaprzeczać ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Życia i weny życzę. Rozdział wspaniały, aczkolwiek to przykre.

    OdpowiedzUsuń
  7. um smutno mi. szczerze powiedziawszy ten rozdział zgnębił mnie ale wiesz... ja tak lubię, więc nie ma się czym martwić. oczywiście, nie zjebałaś rozdziału i widzę, że wiele osób ci to mówi, a wiedz, że to prawda. grr o nie... tylko nie powrót tomlinsona i mel, no wiesz co? po tym wszystkim co jej zrobił wybaczyła mu? a może to tylko ze względu na dziecko? haha tak czytając to zastanawiałam się, nad paroma sprawami, np. że to dziecko jest nialla albo jak będzie się z tym wszystkim czuł właśnie blondyn. no normalnie tak mnie ciekawość zżera, że nie wytrzymam. więc dodaj szybko xd [possess-my-heart]

    OdpowiedzUsuń
  8. łał... zaskoczyłaś mnie, chociaż muszę przyznać, że gdzieś tam kiedyś pojawiła się taka przelotna myśl. :) zaczęłam zastanawiać się czy to przypadkiem nie może być robota Niall'a, ale skoro wypadło jednak na Louis'a, ja jak najbardziej narzekać nie będę, tylko ze spokojem zaakceptuję tą informację. cieszę się, ze Lou zareagował, w taki odpowiedni sposób. :D

    OdpowiedzUsuń