Ktoś nieustannie powtarzał moje
imię. Pogrążona w ciemności nie byłam w stanie zlokalizować źródła tego głosu.
Otaczała mnie nicość. Od dłuższego czasu nie docierało do mnie nawet najbledsze
światło. Oczy już dawno przyzwyczaiły się do ciemności, a mimo to nie
zauważyłam tutaj nawet skrawka podłoża, drzewa, czy ścian. Po prostu pusta
przestrzeń, w której czułam się nadzwyczaj dobrze. Zdawało mi się, że wszystkie
zmartwienia ode mnie odeszły. Nie było problemu w związku z Louisem, a mój
braciszek… jego śmiech w dalszym ciągu rozbrzmiewał w mojej głowie niczym echo.
Kilkakrotnie go wołałam, ale nie przyszedł. Śmiał się tylko.
Dopiero teraz poczułam słone łzy
spływające po policzkach. Nawet nie próbowałam ich otrzeć. A może to właśnie
była moja pokuta za wszystkie grzechy? Może Bóg odebrał mi Tommy’ego bym
zrozumiała, jaką egoistką byłam do tej pory. Przez półtora miesiąca chodziłam
jak struta. Nie reagowałam na próby mojego brata wyciągnięcia mnie
gdziekolwiek. Wolałam spędzać czas samotnie lub w towarzystwie Caroline i
Kandi. Niejednokrotnie zwyczajnie warczałam na Tommy’ego, wyrzucałam go ze
swojego pokoju. Byłam okropną siostrą, która już nigdy nie będzie mogła
naprawić swojego błędu. Opadłam na ziemię. Zaczęłam krzyczeć. Błagałam, by to
wszystko okazało się jedynie złym snem. Z mojej piersi co chwila wyrywał się
głęboki szloch. Paznokcie orały twardą powierzchnię podłogi. Dobrze, że w tych
ciemnościach nie mogłam dostrzec w jakim są stanie, ale mimo wszystko czułam
stróżki ciepłej cieczy, a moje nozdrza wypełnił metaliczny zapach. Krew. Śmiech
w mojej głowie ustał, za to głos stał się znacznie wyraźniejszy. Uczepiłam się jego
i postanowiłam za wszelką cenę nie puszczać. Tkwiłam w ciemnościach
wystarczająco długo. Chciałam powrócić do rzeczywistości. Musiałam się jakoś z
nią zmierzyć chociaż wiedziałam, że będzie bardzo bolesna.
-
Melissa, kocham cię – znajomy głos stał się jeszcze wyraźniejszy. Zaczęłam
czuć, że ktoś ściska moją dłoń. Od jak dawna? Nie wiem, ale zdążyła ścierpnąć.
Jęknęłam cicho, próbując przy tym otworzyć oczy. Nie udało się za pierwszym
razem. Po kilku sekundach spróbowałam raz jeszcze. Jasne światło mnie oślepiło
na krótką chwilę. Kilka razy zamrugałam powiekami, dostrzegając nad sobą
uśmiechniętą twarz Louisa. Po jego policzku spływała samotna łza.
-
Lou – wychrypiałam, próbując się uśmiechnąć.
-
Adams, nigdy więcej mnie już tak nie strasz – musnął delikatnie moje usta. –
Myślałem, że już do mnie nie wrócisz.
Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć.
Nie chciałam denerwować Louisa mówiąc, że przez długi czas wolałam zostać w
pustej przestrzeni. Dopiero, gdy zdałam sobie sprawę z tego, iż Tommy odszedł
na dobre zapragnęłam wrócić do świata, w którym nie czekało na mnie nic więcej
prócz cierpienia.
Po pięciu minutach w szpitalnej sali
pojawił się lekarz z dwoma pielęgniarzami. Zapewne bali się mojego kolejnego
wybuchu. Dowiedziałam się, że przed dwoma dniami zostały mi podane leki
uspokajające. Po tym zupełnie oderwałam się od rzeczywistości. Kiedy Louis
pojawił się u mego boku – jego również obwiniałam o śmierć mojego brata.
Mówiłam takie rzeczy, których nigdy w życiu bym się nie odważyła. Dopiero po
ostatniej – niemalże końskiej – dawce, zapadłam w sen. Był on tak głęboki, że
lekarze nie mieli pewności, czy w ogóle się obudzę. Podobno mój ojciec zrobił
niezłą awanturę i obiecał pozwać szpital, ale psycholog mu wytłumaczył, że sama
muszę się z tym wszystkim zmierzyć. Miał rację. Na koniec lekarz nerwowo
przestąpił z nogi na nogę. Pielęgniarze stali się czujniejsi.
-
Jest jedna sprawa, o której jeszcze nikomu z pani rodziny nie powiedziałem –
mężczyzna chrząknął. – Wszystkie badania były w normie.
-
To chyba dobrze, prawda? – Zapytałam z trudem, gdyż zaschło mi w gardle.
-
Oczywiście, tak. Chodzi o to, że podczas badania krwi próba ciążowa wyszła
pozytywnie. Baliśmy się, że to jakaś pomyłka. Pobraliśmy krew raz jeszcze. Znów
pozytywny wynik. Moje gratulacje: jest pani w ciąży.
-
Że co proszę?!
Ponownie się uniosłam. Pielęgniarze
już byli gotowi podać mi kolejną dawkę środka uspokajającego, ale dałam znak,
że już wszystko jest w porządku. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Skoro
spodziewałam się dziecka – musiałam zacząć o nie dbać. Silne leki z całą
pewnością nie były dla niego dobre. Uśmiechnęłam się. To zabawne, jak szybko
zaakceptowałam fakt, iż w moim brzuchu rozwija się mała istotka. Nie
przeszkadzało mi to. Może i miałam zaledwie dwadzieścia lat, ale przecież nie
miałam żadnych perspektyw na przyszłość. Dziecko mogło to zmienić.
-
Który to tydzień?
Mimowolnie ułożyłam dłonie na
płaskim jeszcze brzuchu. Lekarz uśmiechnął się ciepło oznajmiając, że powinnam
udać się na USG. Nie chciałam zwlekać. Skoro Louis udał się do szpitalnego
bufetu, mogłam pojechać na inny oddział, nic mu na razie nie tłumacząc.
*
* *
Wpatrywałam się w biały sufit,
próbując wszystko dokładnie przeliczyć. Sięgnęłam po telefon, włączając
kalendarz. Podczas USG lekarka określiła, że jestem w dziewiątym tygodniu.
Poczułam się jak skończona kretynka. Jakim cudem mogłam niczego nie zauważyć?
Podobno kobieta czuje takie rzeczy. A nie miałam zmian nastrojów, czy
wzmożonego apetytu. Jedynie okres spóźniał mi się o tydzień, ale zdarzały mi
się takie wahania, więc nie widziałam powodu do zmartwień. Przesunęłam palcem
po ekranie dotykowym, trafiając na odpowiednią datę. Odetchnęłam z ulgą w
chwili, gdy Louis wkroczył radosnym krokiem.
-
Przyniosłem tobie budyń – wyciągnął w moją stronę dłoń, w której trzymał
plastikowy kubeczek. – Właściwie tylko to było zjadliwe w tym bufecie. Przy
okazji też dorwałem lekarza i powiedział, że jutro powinnaś dostać wypis. Chcą
mieć ciebie jeszcze dwadzieścia cztery godziny na obserwacji.
-
To dobrze.
Otworzyłam budyń i pochłonęłam go w
kilka chwil. Byłam potwornie głodna. Louis w tym czasie wysłał krótką wiadomość
do chłopaków. Musiał ich uspokoić i zapewnić, że już wszystko jest w porządku.
No tak, ja nie byłam tego pewna. Dla mnie wiadomość o dziecku nie oznaczała końca
świata. W przypadku Louisa mogło się to rysować inaczej. Był gwiazdą muzyki
oraz członkiem popularnego zespołu. Mógł mieć już plany na przyszłość, w
których nie było miejsca dla mnie, nie mówiąc już o dziecku. Sam przecież
wspomniał, że jest ostatnią osobą, która chciałaby planować nasz ślub.
Westchnęłam cicho.
-
Mel, stało się coś?
Louis wcisnął się na łóżko obok mnie. Mruknęłam niechętnie.
Mógł się chociaż zapytać, czy może. Chwyciłam jego dłoń i ułożyłam na brzuchu.
Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Tomlinson ułożył głowę na moim
ramieniu. Przyszedł czas, by zmienić jego życie na dobre. Zadziwiające z jaką
łatwością wypowiedziałam te słowa:
-
Zostaniesz ojcem – wyszeptałam prawie bezgłośnie. Czułam, jak wszystkie mięśnie
piosenkarza momentalnie się napinają. – Jestem w ciąży. Dziewiąty tydzień.
Wyrzuciłam to z siebie. Teraz
oczekiwałam jakiejkolwiek reakcji ze strony Louisa. Praktycznie się nie
poruszył. Jedynie jego klatka piersiowa unosiła się z każdym niespokojnym
oddechem. Jego dłoń w dalszym ciągu spoczywała na moim brzuchu.
-
Mel, kocham cię bez względu na wszystko – ciepły oddech owionął mój kark,
powodując przy tym przyjemne dreszcze. – Nasze dziecko również będę kochać
całym sercem.
-
Więc nie jesteś na mnie zły?
Zaśmiał się serdecznie.
-
Skarbie, przecież wina leży po obu stronach – wolną dłonią zaczął bawić się
kosmykami moich blond włosów. – Ale musisz wiedzieć, że to dziecko będzie
najszczęśliwsze pod słońcem. Już ja się o to postaram.
-
Kocham cię – przelotnie musnęłam wargi chłopaka. W tej samej chwili w głowie
zaświtała mi pewna myśl. – Lou, możesz mi coś obiecać?
-
Co tylko zechcesz.
-
Jeśli to będzie chłopiec, to damy mu na imię Thommas, po moim bracie.
Louis skinął głową, a ja starałam
się powstrzymać strumień łez. Utrata brata bolała, a przecież serce po zdradzie
przez ukochanego nie zdążyło się jeszcze w pełni zabliźnić. Odczuwałam wszystko
ze zdwojoną siłą. A może Bóg postanowił dać mi kolejną szansę? Może to dziecko
miało zapełnić pustkę?
_______________________________________________________
Bez sensu i w ogóle zjebałam. No ale muszę to już dociągnąć do końca, a na zmiany nie mam czasu. Ledwo żyję.
Ej ! Wcale nie zjebałaś !; D Rozdział zajebisty przepraszam za wyrażenie ;D ! Zapraszam do mnie ;)http://life-is-brutal-1d.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAle jajca Mel w ciąży! Będzie bobasek tak się cieszę! :) Wcale nie zepsułaś wręcz zapewniłaś mi bynajmniej radość na twarzy. Szkoda mi w dalszym ciągu Mel strata brata musiała ją porządnie wstrząsnąć skoro była dwa dni na silnych lekach.. ech. Daj Boże niech to dziecko nie będzie Nialla, bo bym zamarła! /kufer-szczęścia/
OdpowiedzUsuńNie zjebałaś! Jest dobrze, a nawet bardzo ! :D
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać co dalej ; )
Nie zjebałaś rozdział jest świetny ; )) tak się ciesze że Mel pogodziła się z Lou i będą mieli dziecko po prostu mam po przeczytaniu tego rozdziału wielkiego banana na twarzy ;D
OdpowiedzUsuń+zapraszam do nas:
http://you-always-in-my-heart.blogspot.com
Kocham :P
OdpowiedzUsuńJa również napiszę (TAK JAK WSZYSCY) - nie zjebałaś tego! Niby w którym miejscu?!
OdpowiedzUsuńMasakra tak po stracie brata...
W ogóle w pierwszej chwili przemknęła mi dzika myśl, że to Niall będzie ojcem. Nawet nie wiem dlaczego ;d
Tak czy inaczej - strasznie się cieszę, że będzie dziecko Melissy i Lou! A rozdział jest świetny i proszę nie zaprzeczać ^^
Życia i weny życzę. Rozdział wspaniały, aczkolwiek to przykre.
OdpowiedzUsuńum smutno mi. szczerze powiedziawszy ten rozdział zgnębił mnie ale wiesz... ja tak lubię, więc nie ma się czym martwić. oczywiście, nie zjebałaś rozdziału i widzę, że wiele osób ci to mówi, a wiedz, że to prawda. grr o nie... tylko nie powrót tomlinsona i mel, no wiesz co? po tym wszystkim co jej zrobił wybaczyła mu? a może to tylko ze względu na dziecko? haha tak czytając to zastanawiałam się, nad paroma sprawami, np. że to dziecko jest nialla albo jak będzie się z tym wszystkim czuł właśnie blondyn. no normalnie tak mnie ciekawość zżera, że nie wytrzymam. więc dodaj szybko xd [possess-my-heart]
OdpowiedzUsuńDziecko?!?!??!?!?!?
OdpowiedzUsuń/z
łał... zaskoczyłaś mnie, chociaż muszę przyznać, że gdzieś tam kiedyś pojawiła się taka przelotna myśl. :) zaczęłam zastanawiać się czy to przypadkiem nie może być robota Niall'a, ale skoro wypadło jednak na Louis'a, ja jak najbardziej narzekać nie będę, tylko ze spokojem zaakceptuję tą informację. cieszę się, ze Lou zareagował, w taki odpowiedni sposób. :D
OdpowiedzUsuń